- Kategoria: Człowiek
W kręgu wyryckich podań, mitów i wierzeń
Badania nad kulturą duchową ludności okolic Włodawy, w tym Wyryk, podjęli w 1996r pracownicy i studenci Katedry Etnologii Uniwersytetu Wrocławskiego we współpracy z kadrą etnografów z Muzeum Pojezierza Łęczyńsko – Włodawakiego. Zawarte podania i wypowiedzi mają zazwyczaj charakter wspomnienia, relacji z przeżyć, memoratu, bądź też są opowieściami zasłyszanymi często przekazanymi z pokolenia na pokolenie. Opowiadający byli zdecydowanie przekonani o prawdziwości zaistniałych zdarzeń, rzadko poddając je w wątpliwość, czasami asekurując się wobec słuchacza, by nie wypaść w jego oczach na osobę wierzącą w czary i gusła stwierdzeniami: „nie wiem czy to prawda”, „nie wiem co to mogło być, ale sama widziałam”, „tak mówią ludzie” itp. Opowieści te charakteryzują się prostym i potocznym językiem, bowiem narrator skupia swoją uwagę nie na wartościach artystycznych przekazywanych treści, ale na samej akcji.
Oto kilka z nich:
„Mnie sąsiadka mówiła, nie bierz w trumnę pieniędzy, bo mnie matka mówiła, jak to jej prababka dostała spłatę i nikomu nie chciała z niej ani grosza dać. I ona zbierała te pieniądze i uszyła małą poduszeczkę i tam siano, i te pieniądze włożyła, i mojej matce pod głowę dała. A ta wtedy malutka jeszcze była. I cicho powiedziała do mojej matki:
- Jak umrę, to ty mnie tę poduszkę w trumne pod głowę dasz.
Ta prababka umarła. I jak już pochowali, to dom przewracają, bo gdzież te pieniądze, bo chleba nie było w domu. I wtedy matka, wtedy mała dziewczynka mówi jak było:
- Ja położyła te pieniądze w poduszce w trumnie pod głowę.
A to była prawosławna rodzina. I poszli do księdza i mówią jak jest, że w domu bieda. A ksiądz:
- To na coś jej pieniędzy, pójdziemy, jak ludzie śpią na cmentarz.
Zaszli, wzięli szpadle, odkopali i już trumny nie wyciągali, tylko odkryli wieko, a tam widzą pieniądze w uszach, w oczach, w nosie wsadzone. Napchało ladacze wszędzie jej. A ten bacioszka mówi, żeby już nie zabierać pieniędzy, bo to diabeł napchał, żeby się najadła.”
„Dziadek mój opowiadał, że jak miał może siedem albo osiem lat bardzo bolały go zęby. Bolały tak, że nie można było wytrzymać. Nikt nie znał wtedy dentystów. Rodzice zaprowadzili dziadka do jakiejś kobiety, szeptuchy. Ta coś pogadała, pomodliła się i powiedziała, że już nigdy zęby nie będą go boleć. Teraz dziadek ma 88 lat. Chociaż zdrowie jego jest już bardzo słabe, to wciąż ma swoje zęby i nigdy więcej nie mówił, że go bolały”.
„To jest prawda, w którym roku nie wiem. W Wyrykach straszne zaczęły panować choroby, cholera i dżuma. Jeszcze z cholery się wyleczy, ale jak dżuma, to umierali całymi rodzinami. I tak było, że przez okno wyciągali klukami, bo przez drzwi nie można było wyjść. I potem ludzie poszli do Częstochowy i poświęcili klucz, i tym kluczem, chłopiec z bliźniaków, wołami z bliźniaków, oborał całą wieś, a na tym miejscu, obecnie przed naszą kaplicą, po jej drugiej stronie postawili krzyż. Moja prababcia opowiadała mi, że pod tym krzyżem ciężkie mory zakopane. I jak te klucze zakopali, to ludzie przestali umierać”.
„Niemcy wrzucili taką kość niezgody między naród polski i ukraiński, to była polityka, obiecali Ukraińcom wolność. Polskich pieśni nie wolno było śpiewać, tylko ukraińskie. Wszystkich uczonych Niemcy wybili, ale jeden długo krył się. To widziałam na własne oczy. Jego ukraiński policjant złapał za kołnierz i prowadził, a matka jego idzie za policjantem i woła:
- O Matko Boska Częstochowska wyrwij jego!
Ten chłopak odpiął sobie ten kożuch i uciekł, i dzięki temu wołaniu przeżył wojnę”.
„Umarła kobieta, zawieźli ją do trupiarni, ale ona w letargu była. To taka choroba, że ona śpi, wygląda jak nieżywa ale ona żyje. I w kostnicy dwóch mężczyzn, zbójów, chciało wyrwać jej ząb złoty. Robili to byle jak, rwali mocno, bo co ich trup obchodził. A tu kobieta siada i krzyczy. Jeden ze złodziei dostał aż zawału serca i umarł na miejscu, a drugi uderzył o kant stołu i stracił przytomność, do szpitala aż go zabrali. A ta kobieta blada, na czarno ubrana, poszła do autobusu i do domu pojechała. Rodzina też w wielkim szoku była. To może prawda, może legenda, ale to w gazecie pisali i to chyba prawda była”.
„Moja mama opowiadała, że jej ojciec opowiadał, że jego matka była dziewięć razy w ciąży. Sześcioro dzieci umarło zaraz po urodzeniu, a troje ostatnich wychowało się. Ostatnie dzieci wychowały się, bo ojcu powiedziano, że zaraz po urodzeniu dziecka musi wyjść na drogę i za kumów poprosić pierwszych napotkanych ludzi nadchodzących z prawej i z lewej strony. Dlaczego tak, nie wiem, ale zadziałało, bo troje ostatnich dzieci dożyło starości”.
W Wyrykach z pewnością można by znaleźć o wiele więcej różnobarwnych podań, wierzeń, legend czy mitów. Każda rodzina, każdy dom może kryć w sobie jakąś ciekawą historię, może tajemnicę. Ile w tym wszystkim prawdy i ludzkich doświadczeń a ile fantazji? - nie wiadomo. Wiedzą to jedynie ci, którzy to przeżyli. Nam pozostaje więc wierzyć, że to co się wydarzyło było prawdą.